Dzisiaj postanowiłem wkleić recenzję książki, którą miałem okazję niedawno czytać.
Komentujcie, komentujcie ;)
JOSÉ SARAMAGO „MIASTO ŚLEPCÓW”
Recenzja – Sławomir Piotrowski
Epidemia i ślepota – z pozoru dwa odrębne słowa, dwie dalekie od siebie treści. Jose Saramago – portugalski pisarz, laureat Nagrody Nobla – postanowił owe wyrazy połączyć w związek wyrazowy, który wywołuje zmrożenie krwi w żyłach. Na mnie, wywołał on również nieprawdopodobną żądzę przeczytania ,,Miasta Ślepców” – książki Portugalczyka, którą napisał w 1994 roku, a którą w 1999 po przetłumaczeniu przez Zofię Stanisławską wydało wydawnictwo MUZA S.A.
Akcja zaczyna się w dość nietypowym, jak na książkę miejscu: na skrzyżowaniu bliżej nieokreślonego miasta. Kierowca samochodu, do którego dotarła czerwień ulicznego halogenu, zatrzymał pojazd. Po chwili czekania po oczach dostał on światłem zielonym, a mimo to nie rozpoczął jazdy. Nie pomagało nawet trąbienie współużytkowników ulicy – auto jak stało, tak stało. Furia jednego z kierowcy sięgnęła zenitu i – wysiadłszy ze swojego samochodu – ruszył wraz z innymi w kierunku zawalidrogi, gotowy zepchnąć przeszkodę na pobocze. Przez szyby owego samochodu widać było mężczyznę, który nerwowo machając rękoma powtarzał bez przerwy dwa słowa: „Jestem ślepy! Jestem ślepy!”
Nieoczekiwanie, ślepota, która swoją formą różni się od tej ,,standardowej”, ponieważ zamiast ciemności, ślepy widzi ,,morze białego mleka”, zaczyna dotykać co raz to większe rzesze ludzi. Żona pierwszego ślepca, okulista, złodziej samochodów, pokojówka i inne osoby, które miały kontakt z zarażonym, lub z ,,zarażonymi od zarażonego”. W tej sytuacji, władze postanawiają odizolować zdrowych od chorych. Pierwszy transport zabiera zarażone osoby. Do autobusu udało się również przedostać żonie okulisty, której – o nieprzewidywalny losie – nie dotknęła ślepota.
Transport kończy się w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, w którym zaczęła się kolejna epidemia – epidemia brudu. Nieczynne toalety i nieczyste podłogi stały się codziennością ,,kuracjuszy”. Obiekt został opanowany przez wojsko, które pilnowało, aby nikt z niego się nie wydostał. Dostawy jedzenia, które według zapewnień miały pojawiać się 3 razy dziennie, często nie trafiają do odbiorców. Z biegiem czasu w szpitalu zamykani są kolejni zarażeni, a mimo to dalej nie dbano o zapewnienie podstawowych środków egzystencji. Akcja, tocząc się dalej, przynosi mało zaskakujące fakty – pojawiają się pierwsze ofiary śmiertelne. Pierwszą był złodziej samochodów, którego prostytutka kopnęła z tzw. ,,obcasa” w udo, tworząc śmiertelną w takim środowisku ranę, po tym, jak mężczyzna zaczął ją obmacywać i nawiązywać rozmowy, które swój cel miały ulokowany w łóżku. Wyrazu „łóżko” użyłem w kontekście erotycznym.
W szpitalu zawiązuje się banda, która ma zarządzać nędznymi dawkami jedzenia według rygorystycznych i nieludzkich zasad. Jedyna widząca osoba – żona lekarza – postanawia zakończyć ten trend zabijając herszta gangu. Ociemniali – choć trudno używać tego słowa w odniesieniu do ludzi, który widzą ,,morze mleka” – zaczynają organizować się w grupy. Dochodzi do tego, że jedna z nich – pod wodzą małżonki okulisty – podpala pełną nierządu twierdzę.
Ślepcy osiedlają się w mieszkaniu inicjatorki pożaru, podczas gdy ona, poczyna organizować wyprawy, których celem było zdobycie podstawowych przedmiotów potrzebnych do życia. Akcja kończy się podczas jednej z wieczornych ,,wieczerzy”, kiedy pierwszy ślepiec zaczyna wykrzykiwać kontrastujące do pierwowzoru słowa: „Widzę! Widzę!” .
Pełna nieoczekiwanych zakrętów akcja bardzo przypadła mi do gustu. W książce J. Wyndhema ,,Dzień Trytidów” występuje już wątek ślepoty. Na ociemniałych czyhają wygłodniałe krwiożercze rośliny. W książce Saramago w rolę roślin wcielają się ludzie, dla których epitet ,,krwiożerczy” pasuje tak samo. Podczas kwarantanny w szpitalu przekroczono wszelkie granice upodlenia, jakby ociemniały świat pozbył się hamulców ukształtowanych przez tradycję, wiarę i kulturę. Zdecydowanie polecam tę opowieść. Ujęły mnie w niej jeszcze słowa, wypowiedziane na zakończenie: „ Uważam, że my nie oślepliśmy, lecz jesteśmy ślepi, Jesteśmy (…) Ślepcami, którzy patrzą i nie widzą”. Czy i my nie jesteśmy ślepcami, którzy nie widzą? Czyż nie jest łatwiej nie patrzeć? Żeby trafnie odpowiedzieć na te pytania, dobrze jest przeczytać „Miasto Ślepców”, do czego gorąco zachęcam.
Sławomir Piotrowski
P.P.S. Nie mam kiedy pisać sensownych rzeczy, bo w szkole kwas.
P.P.P.S. I sorry za to, że nie ma kawału.