Poprzedni post wzbudził zainteresowanie. To dobrze.
Buu Sławek! Jakie zainteresowanie? Trzy osoby skomentowały i mówisz, że "wzbudził zainteresowanie"? Moje zdjęcie na fejsie ma więcej komentarzy.
Tak, pewnie to prawda. Różnica jednak jest taka, że te pod moim tekstem mają jakąś wartość. I to mnie cieszy. Wolę, żeby czytało moje wypociny 20 osób, ale każdy z tego coś wyniósł, niż 2000 osób, które zostawią komentarz w stylu "fajne" albo "sprzedał się".
Dobra, bo pomyślicie sobie, że POPULARNOŚĆ wypłukuje mi resztki umysłu :). O czym więc dzisiaj?
Zdecydowanie zbliża się mój koniec. Po ostatniej solidarności z Cyganami teraz zamierzam wychwalać żydowski wynalazek. Ale on jest świetny!
Mowa o szabacie. Szabacie, jako dniu wolnym.
I teraz trochę wyjaśnień. Gdy chodziłem do podstawówki, katechezę prowadził ksiądz. Byliśmy dziećmi, ale jakoś szczególnie zapamiętałem to, że powiedział nam, iż niedziela to koniec i początek tygodnia.
Koniec i początek. Jednocześnie.
Uzasadnił, że Bóg zmartwychwstał w niedzielę, bo to pierwszy dzień tygodnia. A po stworzeniu świata odpoczywał również w niedzielę, bo my też odpoczywamy i tak trzeba. I zresztą niedziela pochodzi od nie-działaj, czy coś w tym rodzaju.
Ależ argumentacja. Nie, to bzdury. Jeśli uznajemy, że Niedziela jest pierwszym dniem tygodnia, to sobota jest ostatnim. To chyba proste do zrozumienia, prawda?
Wracając więc, odpoczywać mamy w ostatni dzień tygodnia - sobotę. Stąd Szabat (czy szabas, czy jak tam chcecie). Z tego, co wiem, Bóg zwykł ostro karać za jego łamanie (choćby handel w świątyni w święto, gdy powywracał wszystko do góry nogami).
Większość młodzieży jednakowoż nie ma się czym przejmować. O ile wiem z opowiadań (bo ja to wiecie, taki rozrywkowy, że Rubika słucham :D) to młodzież rozpoczyna swoje bale w piątek wieczór, a licząc dni jak Żydzi, to właśnie po zmierzchu zaczyna się kolejny dzień. Wszystko gra! Masowo obchodzimy Szabat.
I to mądre jest. Bardzo mi to odpowiada. Po tygodniu pracy, szkoły, lądujemy w domu i mamy dzień wolnego. WOLNEGO. Nie na ogarnięcie pokoju, czy naprawienie kranu, bo nie było czasu w tygodniu. To 24 godziny na obejrzenie Dzięki Bogu Już Weekend (tak taak, sprzedałem się, i popieram te głupkowate kabarety), dokończenie Cholonka, czy wypocenie wpisu na bloga, co sprawia mi przyjemność.
Odpoczywajmy więc! Dajmy sobie jeden dzień spokoju. A wykuwanie nieregularnych na angielski, czy kończenie raportu do pracy zostawmy na niedzielę. Bo właśnie w Niedzielę powstał świat (zaczątek), a jak wiadomo, pierwszy krok zawsze najcięższy. Więc, jeśli Bogu udało się zmajstrować coś tak ogromnego, to Wy nie napiszecie tych pozostałych dziesięciu stron? Po sobotnim odpoczynku na pewno dacie radę! :)
Kończąc, jeśli przyszłaby Wam chęć posłuchania o Bogu po ludzku, zapraszam Was na "Odwyk" Martina Lechowicza. Dobrze mu idzie, więc warto czasem tam zajrzeć. Szczególnie polecam ściągnąć sobie parę archiwalnych odcinków w formie podcastu i słuchać w drodze do szkoły/pracy.
Oryginalne i wyszukane pożegnanie,
Sławek Piotrowski.