Lubisz ludzi?
Pytanie może dość dziwne, ktoś powie: „zaraz zaraz, żyjemy w
świecie portali społecznościowych, to naturalne, że lubimy się nawzajem”. Cóż,
nie do końca.
Portale społecznościowe to właśnie współczesna zmora. Tak
samo, jak internet. Nie jestem przeciwnikiem tych wynalazków (jak widać), ale
trzeba jednak przyznać, że jak się kiedyś chciało wyjść na dwór, to trzeba było
wysilić się i spotkać się z kimś. Umówić. Drzeć się na cały regulator: „Pani
Kwiatkowska! Pani Kwiatkowska! Jest Alek?”. A dziś co rusz widzimy posty „kto
na browca?”, „jedziemy do energy?” czy choćby apogeum, które w zamyśle ma przymuszać
drugą stronę do kontaktu: „nuuuudy, pisać”. A należy nadmienić, że jestem
jednak starym prykiem, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, i fajnie jest
czasem z kimś się spotkać w świecie realnym. Dlaczego? Ekran monitora
umiejętnie potrafi ukryć cechy człowieka (szczególnie, jeśli potrafi się ów
człowiek obsłużyć językiem), i tak pisząc czasem z nieznajomym odbierasz go
jako – dajmy na to – twardziela, a spotykasz się z jakimś chudzielcem. W
swetrze.
Przejdę jednak do meritum. O same spotkania chodzi. Jak
myślisz, ile czasu powinny trwać idealne odwiedziny? Czy wypada klachać trzy
godziny, czy jednak lepiej wstąpić na szybką kawkę i zmywać się po godzinie? A
może dłuższe sesje?
Otóż, sprawa nie jest tak prosta, jak mogłoby się to wydawać.
Odwiedzinami nazywamy (oprócz tzw. „ploteczek”) choćby wizyty u chorego w
szpitalu. I tak, Szpital Neuropsychiatryczny w Lublinie podaje, iż ten rodzaj
spotkania powinien trwać jak najkrócej. Jest to logiczne i nie ma się czemu
dziwić – to szpital dla chorych psychicznie, więc należy ich najpierw wyleczyć
w jak najbardziej odizolowanym od środowiska naturalnego świecie. A takie
bardziej powszechne kawusie?
I tu wkraczamy na pola savoir-vivre’u. Oczywiście, jeśli
idziesz do kogoś drugi czy trzeci raz w tygodniu, to bardziej pasuje godzina do
maksymalnie dwóch – nie chodzi przecież w odwiedzinach o to, żeby zmęczyć drugą
osobę… sobą. Co innego, jeśli jesteś Gosią i przychodzi do ciebie Marysia, z
którą ciągle piszecie, chodzicie na zakupy i obgadujecie wszystkich dookoła.
Wtedy zależy to tylko i wyłącznie od Was, ale Marysia powinna być wyczulona na
Twoje zachowanie, i wyczuć moment, w którym miłe pogaduchy zaczynają
przechodzić w „o czym tu pogadać, żeby nie było niezręcznej ciszy”. Jeśli dawno
u kogoś nie byłeś, a co więcej – umówiłeś się z nim (co jest dość ważne, niezapowiedziane wizyty nie zawsze są dobre –
chyba, że jest się bardzo z kimś zżytym), to nie ma w tym nic złego, aby
posiedzieć u kogoś dłużej. Ale bez przesady, drogi czytelniku.
Jeśli chodzi o mnie, staram się jasno rysować sytuację. O
której będę (zawsze się kilka minut spóźnię – sam na to liczę, gdy za pięć
minut mają przyjść goście, a ja muszę jeszcze pozamiatać), o której
(mniej-więcej) będę wychodził i czy przyjdę sam czy z kimś (zazwyczaj gospodarz
szykuje poczęstunek, taka informacja jest więc bardzo ważna). Co więcej,
zazwyczaj trzymam się zasady trzech godzin. O co chodzi? Nie później i nie
dłużej – jeśli umawiasz się z kimś, zrób to minimum trzy godziny przed wizytą,
a jak już u niego jesteś – siedź nie dłużej niż trzy godziny. To dobry czas,
żeby sobie zagrać w grę, pogadać i napić się dobrej herbaty. Pilnujcie, żeby to
nie był dobry czas na pójście spać, bo wtedy to już przegięcie.
Oczywiście, jak to często bywa, są wyjątki od reguły. Jeśli
umawiasz się z kimś na projekt do pracy czy szkoły, gospodarz poprosił Cię o
pomoc (choćby w remoncie) czy jest to spotkanie filmowe, to jasne, że czasem 3
godziny to za mało. Bądź jednak czujny i wypatruj delikatnych znaków
gospodarza, a gdy rozmowa nie będzie już atrakcyjna, albo gospodarz ma wstać
rano do pracy a właśnie wybiła godzina 21:00 – lepiej idź do domu. Świat chyba się
jutro nie skończy, prawda?
Na koniec jeszcze parę fajnych rad.
Savoir-vivre mówi, że nie powinno się ściągać obuwia, gdy
wchodzi się do domu, chyba, że jest mocno zabrudzone. Nie akceptuję tej zasady,
uważam że jest megagłupia. Gospodarz napracował się, żeby posprzątać
mieszkanie, przygotować je na przyjście gości, a ty mu w butach. Bezsens. Brak
szacunku.
Zaproszony na obiad? Nie wychodź zaraz po nim! To Ci
dopiero: gospodarz to nie restaurator! Ponadto, bądź pewny, że podałeś ile osób
przyjdzie z Tobą. Oczywiście, bez szaleństw. Jeśli zaprasza Cię Tomek (singiel)
na meczyk, to może niezbyt dobrym pomysłem jest iść z żoną. Nawet jak lubi
piłkę. Tomek zakładał, że będzie to męski wieczór. To samo z dziećmi.
Ostatnia rada to bardziej pytanie niż rada: co myślisz o
prezentach? O ile na urodziny są zrozumiałe, i o ile fajnie jest mieć jakąś
czekoladę, jeśli gospodarz ma dzieci, o tyle przychodzenie z kwiatami do
przyjaciółki (za każdym razem , oczywiście) jest chyba małą przesadą. Jeśli już
koniecznie chcesz dobrze wypaść, to może wino albo coś na słodko jest lepszym
rozwiązaniem?
Pisz. Chętnie poczytam, co o tym sądzisz.
Do zobaczenia w niedzielę! J