piątek, 19 października 2012

Krzyk Ciszy


Hej, Haj, Heloł.

Dzisiaj postanowiłem Wam pokazać mój artykuł. Przygotowałem go na konkurs "Karykatura Ślązaka" organizowany przez CET w Zabrzu. Mieliśmy opisać architekturę. No to popłynąłem...

Liczę na komentarze.

3majcie się!

Aha, i kawał:
Czasem, kiedy idziemy do toalety, aby zrobić... "drugie danie", to owo danie wychodzi nam w dwóch częściach. Wiecie, jak nazywa się ta druga część?

BisKup.

dobra, to teraz tekst:


Sławomir Piotrowski
VI Liceum Ogólnokształcące
przy Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 13 w Zabrzu
Opiekun mgr Urszula Bujarska
„Krzyk ciszy”
            Wieczór, ciemno. Ogłuszająca cisza zdaje się wchodzić do uszu i nieprzyjemnie dzwonić. Szczególnie w miejscu takim, jak zamierzchły, zakopany pod stertą zielska, zaśmiecony bunkier. Uzbrojony w wątłą latarkę postanowiłem go perfidnie spenetrować.
            Pora dnia zrobiła swoje. Strach wypełnił mój organizm od wewnątrz i krzyczał, abym jednak nie ryzykował – stary schron może teraz służyć jako mieszkanie dla ludzi, którzy nie zawsze są przyjaźnie nastawieni do świata. Postanowiłem jednak iść w zaparte, i po tym, co zobaczyłem, nie żałuję mojej decyzji. To, co widzi się za dnia ma zupełnie inny wyraz, niż wieczorem. Niepozorna, zarośnięta górka z wystającymi wylotami kominów. Oświetlony fragment muru z surowym drogowskazem „DO SCHRONU SK” wydaje się wydawać jasną komendę wojskową. Schody, zniszczone i nierówne są doskonałym odciśnięciem znaku czasu. Prowadzą one  do holu pełnego gruzu. Wydawać się może, że wejście do molochu zostało zamurowane, co nie spodobało się jego użytkownikom. To pewnie oni zostawili swój ślad w postaci różnorakich, krzyczących napisów. „Nie bój się cieni, one świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło”, „Kto kocha bardziej, jest zawsze podległy i musi cierpieć” bądź też bardziej trywialne – „Kocham Cię, Baśka!”. Wchodząc głębiej, przełykając coraz częściej ślinę, jesteśmy w stanie zauważyć rzeczy osobiste jakichś ludzi, co może świadczyć o tym, że schron dalej jest schronem, tyle że w innym wymiarze. Ileż pracy kosztowało jego zaprojektowanie? Jak wiele materiałów zostało użytych do jego budowy? Solidna, precyzyjna i odporna na niesprzyjające czynniki konstrukcja. Grube, bezpłciowe mury pomalowane na biało. O surowości i brutalności tej budowli przypomina nam ona sama co krok – proste, grubiańskie kominy, wąskie, klaustrofobiczne korytarze i przerażająca cisza. O ile bardziej jest ona straszna, gdy dookoła panuje ciemność? Dziwne pokoje, z których wydostajemy się do innych, niezbadanych pomieszczeń. Cztery ściany przechodzące w kolejne cztery ściany. Niezmienny od dziesięcioleci układ surowych prostopadłościanów. Do czego miały one służyć? Czy w nich miały rozstrzygać się losy walk na terenie naszego miasta?
. Nie trudno wyobrazić sobie wojskowych, w szarych, zimnych czapkach i mundurach, urzędujących za dębowymi, twardymi biurkami. Groza i przerażenie wojną dopada po pierwszym zaczerpnięciu gęstego, stęchłego powietrza. Każdy budynek ma jakąś narrację, co jednak próbuje nam przekazać ta budowla? Może słowa Jana Pawła II „Nigdy więcej wojny”? A jeśli jest to ostrzeżenie przed kolejnym konfliktem zbrojnym? Przed ogromem bólu, zniszczeń i cierpień? Czy jej zadaniem jest przestraszyć przed konsekwencjami, które mogłyby nas spotkać?
Głuchą, krzyczącą ciszę, zaczynają przecinać głosy. Razem z jedynym moim źródłem światła zmierzam ku wyjściu.  Znów przechodzę przez układ przestrzennych figur, jedna w drugą identycznie techniczne, czyste i jasne w przekazie. Dochodzę do gruzu i spotykam kilku nastolatków. Wydaje się, że żadne wartości i zasady nie są dla nich ważne. Czyż przyszli nadać kolejny wyraz bezimiennemu bunkrowi? A może przyszli kolejny raz wsłuchać się w krzyki ciszy?

piątek, 5 października 2012

Druga połowa smętna.

Guten tag!

Ale mam fajnie. Właśnie siedzę na kursie technik-informatyk jako wolny słuchacz. Jazda jest, jak nie wiem. Ale, odpowiedzmy sobie najpierw na pytania, które cisną się Wam, czytelnikom na usta:

- Łotafak, na jakim kursie, i czemu wolny słuchacz?

Ano dlatego, że pan Piotrowski uważa, że uczyć można się wszystkiego czego się chce i zawsze, kiedy się chce. Szczególnie, jeśli się daną rzecz lubi, tak jak ja lubię informatykę. Więc pomyślałem sobie, że skoro jest taka opcja, że za free mogę sobie uczestniczyć w kursie, po którym mógłbym zostać technikiem-informatykiem, to łaj not?


- Ale przecież nie dostaniesz papiera!

A papier to ja mam w kiblu. Po co mi papier? Ja chcę umiejętności, nie świstka. Poszedłem w końcu do Liceum, więc papier będzie z liceum. A to, co umiem to moje. No, per christitum dominum nostrum, amen.

Wróćmy do sedna sprawy.

Na pierwszych zajęciach przyszło dość sporo osób, ale niektóre wybijają się już z tłumu. Jeśli udało im się to zrobić na pierwszych zajęciach, to możecie się domyśleć, że to "wybicie" nie będzie miało związku z jakimś pozytywnym odczuciem.

Albowiem, na początku pracy, facet - wykładowca, poprosił wszystkich przyszłych techników, żeby podali mu swoje adresy e-mail, bo będzie nam wysyłał jakieś materiały, zadania i inne tego typu pierdoły. Okazało się, że babka (której szczerze mówiąc zaczyna robić mi się żal) nie posiadała takiej poczty. Okeeej, mógł być to element walki z monopolem Gmaila, albo ogólnie z monopolem internetu na komunikowanie się z ludźmi.

Jednak nie.

W/w pani nie potrafiła sobie nawet tego konta założyć. ANDERSTEND? Nie potrafiła wejść na gmail.com i wprowadzić samodzielnie swoich danych.

I w sumie nie ma się czemu dziwić. Gdyby przyszło na ścisłość, to myślę, że nawet i moja mama miałaby z tym problem (a trzeba nadmienić, że są w podobnym wieku). Tyle, że moja mama nie pcha się do Siódemki uczyć się na technika. Nieważne. Swoją drogą to była najdłuższa pierdoła I've ever seen.

Przegrałem.

Brutalnie przegrałem brutalną walkę o brutalne stanowisko.

Wyjaśniam

24-go września 2012 w ZSO13 w Zabrzu odbyły się wybory do Samorządu Uczniowskiego.

Samorządu, w którego kierownictwie byłem odkąd jestem w tej szkole. Samorządu, którym kierowałem niepodzielnie od ponad dwóch lat. Samorządu, którego teraz szefem jest ktoś inny.

Pewnie, kiedy to czytacie, może Wam się to wydać błahe. Bo przecież czym jest mój problem w porównaniu do problemów innych ludzi. Fakt, jest niczym. Dla mnie jednak jest ogromnym ciosem.

Nie chciałbym robić z siebie jakiegoś Wincentego Pstrowskiego, ale myślę, że ktoś, kto mimo wielu przeszkód (kradzieży pieniędzy, niskiego angażu uczniów, konieczności wyboru nowego opiekuna itd.) zorganizował  tak wiele nie powinien zostać wygryzionym ze stanowiska przez kogoś, kogo jedynym priorytetem było zrobienie sobie jaj ze wszystkiego i  znalezienie odpowiedniego zaułka do zapalenia cygarety.

I dlatego właśnie jestem smutny. To tak, jakby Tuska wygryzł Kononowicz. Z całym szacunkiem dla obu panów.

Nie boli to, że przegrałem - ktoś mógł mieć lepsze propozycje, czy postulaty ode mnie. Boli to z kim przegrałem. I boli brak zasad fair-play podczas kampanii (no sorry, obóz przeciwny zrywał plakaty, bezsens). I boli to, że na pierwszym zebraniu głos zabierałem ja, bo przewodniczącemu jakoś brakło weny, czy słów. Nawet do tego, żeby wygłosić swój plan działania. I boli, i boli, i boli.

Mógłbym jeszcze tyle mówić o tym, że głowa mała, ale wystarczy, że moja jest już od tego duża. Mimo, że minęły już dwa tygodnie od wygranej przeciwnika. Najbardziej wkurzający jest trend gadki nauczycieli:

"taa, to teraz trzeba mu pomóc, bo jak już jest tym przewodniczącym, to się powoli zmienia, całą noc siedział nad planem działania, potem trza było zmienić, to dziewczyna za niego pisała, potem znów było źle, to mama, trzeba mu pomóc, bo se nie daje rady"

No kurza noga, chyba nie ma się czemu dziwić. I teraz ja, ten, którego on zwyciężył, zrywając moje plakaty i na ich miejscu wieszając swoje, których cała treść pochodziła z internetu mam mu pomóc? Niby dlaczego?

Gdybym go nie znał, to oddałbym na niego swój głos. Jego postulaty brzmiały fajnie, aczkolwiek wiele z nich było niewykonalnych

- rozwijanie kółek zainteresowań (Jak SU ma to zrobić? No i jakie kółka? Jedno, matematyczne?!)
- powołanie nowej sekcji gazetki szkolnej (gazetkę wprowadziłem ja, miała być też w roku 11/12, ale nie było chętnych)

Dobra, może skończmy jednak ten temat. Liczę na kondolencje.

Kawał, za panią Jadzią <3

Idzie ziarnko piasku przez pustynię i mówi:
- Rany, ale tu rasy.

Żółwik!